IPN: ojciec Hejmo donosił na Papieża
Dominikanin ojciec Konrad Stanisław Hejmo był tajnym współpracownikiem SB donoszącym na Karola Wojtyłę – taką informację ujawnił po posiedzeniu kolegium Instytutu Pamięci Narodowej prof. Leon Kieres. Jak dodał w najbliższym czasie zostaną opublikowane wyniki badań nad dokumentami dotyczącymi jego osoby.
Jak wyjaśnił szef IPN–u na podstawie materiałów zgromadzonych w Instytucie – nie tylko dokumentów, ale również taśm, można z cała pewnością stwierdzić, że ojciec Hejmo był świadomym i tajnym współpracownikiem PRL-owskich Służb Bezpieczeństwa. Posługiwał się on wówczas pseudonimami "Hejnał" i "Dominik". Kieres dodał także, iż IPN wyklucza, by akta o współpracy ojca z SB były sfałszowane.
Do Rzymu trafił z polecenia Prymasa Tysiąclecia, kard. Stefana Wyszyńskiego, w październiku 1979 r. Podczas pierwszej pielgrzymki Ojca Świętego do Ojczyzny był jedynym łącznikiem między Episkopatem Polski a dziennikarzami. Na początku w Rzymie miał pracować w Radiu Watykańskim, lecz został mianowany wicedyrektorem Delegatury Biura Prasowego Episkopatu Polski w stolicy chrześcijaństwa.
Od 1982 r. był współredaktorem, a później redaktorem naczelnym miesięcznika "Kronika Rzymska". Dwa lata później mianowano go dyrektorem Ośrodka dla polskich pielgrzymów w Watykanie "Corda Cordi", gdzie między innymi szukał dla emigrantów z Polski w latach 80. zakwaterowania i organizował im opiekę duszpasterską, która objęła ok. 30 ośrodków zamieszkałych przez Polaków. Na co dzień odpowiadał za organizację spotkań Polaków z Ojcem Świętym Janem Pawłem II.
Początki jego kontaktów z Janem Pawłem II sięgają jeszcze okresu biskupstwa Wojtyły w Krakowie. Hejmo był wówczas duszpasterzem akademickim w Poznaniu.
W zeszłym tygodniu Instytut ujawnił fakt odnalezienia nowych materiałów dotyczących inwigilacji Karola Wojtyły (z okresu od lat 40 aż do końca lat 80). Wówczas pojawiły się spekulacje wokół osoby duchownego z jego otoczenia, który współpracował z SB, a jego głos Leon Kieres rozpoznał na taśmie.
Z dokumentów IPN wynika, że w najbliższym otoczeniu Karola Wojtyły stale działało kilku donosicieli, a niektórzy z nich wciąż jeszcze żyją.
---
Nie jest ważne do jakiego Kościoła się należy, ale czy miłuje się Boga i podąża śladem jego słów.
Ta informacja poraziła mnie, nie mogę jeszcze otrząsnąć się. Raz, że w głowie mi się nie mieści, że polski duchowny mógł współpracować ze zbrodniarzami z SB (dla młodzieży to nie była organizacja błędnych i w sumie szlachetnych rycerzy jak pokazuje to Pasikowski w swoich filmach ale banda prawdziwych zbrodniarzy, zwłaszcza tych z departamentu IV - kościelnego) przeciwko Największemu, Najlepszemu i Najpiękniejszemu człowiekowi jakiego wydała ta ziemia. Szczególnie bolesne jest to, że człowiek ten nosi habit tak cenionego przeze mnie zakonu i do tego opiekuje się od wielu lat (wyjątkowo dobrze) polskimi pielgrzymami ciągnącymi na spotkanie tym, na którego donosił.
Mój chłodny racjonalistyczny umysł podpowiada mi: audiatur et altera pars! Poczekajmy co do powiedzenia będą mieli przełożeni zakonni o.Hejmy (o. Zięba, Prowincjał Dominikanów, były działacz opozycyjny był wyraźnie przygnębiony w trakcie konferencji) na złamanie ślubów zakonnych, jak zareaguje Kościół (czy zostały wyczerpane znamiona czynu opisanego przez Kan. 1374 KPK- "Kto zapisuje się do stowarzyszenia działającego w jakikolwiek sposób przeciw Kościołowi, powinien być ukarany sprawiedliwą karą; kto zaś popiera tego rodzaju stowarzyszenie lub nim kieruje, powinien być ukarany interdyktem"?) i tak dalej. Nie chcę przedwcześnie wydawać wyroków. To nie w moim stylu. Jestem po prostu porażony.
Na marginesie: sposób w jaki rozegrano sprawę "Hejnała" w TVP jest haniebny. Ponieważa znam dobrze początki kariery pani Olejnik, wiem skąd przyszła i co sobą reprezentuje, to nigdy nie miałem i nie mam złudzeń. Publiczna nagonka na biednego ks. Malińskiego i zmuszanie go by tłumaczył się z tego, że nie donosił na swojego odwiecznego przyjaciela to wstyd i hańba. Kieres wyszedł na głupca. Jego zachowanie w tym przypadku, podobnie jak "umycie rąk" w sprawie Wildsteina dyskwalifikują go w roli szefa IPN. Myślę, że najwyższy czas aby poszedł sobie, nie czekając na koniec kadencji. Niedopuszczalne jest aby swoim zachowaniem, co jakiś czas powodował okrywanie niewinnych ludzi infamią. Żeby nie było wątpliwości: jestem zwolennikiem lustracji, sam przejrzałem się w ubeckim lustrze. Nie mogą jej jednak przeprowadzać cyniczni "dziennikarze" i głupcy z tytułami profesorskimi!
---
Verba Docent Exempla Trahunt
Obok piszac: Ciekawym jest fakt, ze jenych TW mozna ujawnic (i to bardzo chetnie), innych zas sie nie ujawnia, zamazuje nazwiska, chroni dane osobowe itd. To chyba przejaw jakiejs wojny na teczki i podkopywania KK.
Jedna uwaga: czy o. Hejmo był Tajnym Współpracownikiem (świadomość współpracy, podpisane zobowiązanie, raporty podpisane przydzielonym pseudonimem, poświadczenia odbioru pieniędzy), czy też Kontaktem Operacyjnym (brak tego wszystkiego, a raporty pisze ktoś inny umieszczając informacje typu "Dominik" powiedział, że...
Jeśli to pierwsze, to sprawa jest jasna. Jeśli drugie, to Hejmo nawet nie musiał wiedzieć, że "donosi". Po prostu mógł opowiadać kumplowi przy piwie plotki nie wiedząc, że kumpel jest esbekiem. To jest KO. Możecie mi wierzyć, jestem oficerem resortu spraw wewnętrznych, a moje rodzina pracuje w kontrwywiadzie od czasów Piłsudskiego.
Co więcej, jeśli Hejmo był tylko KO, to Kieres nie miał prawa podawać jego nazwiska, bo lustracja KO nie obejmuje (właśnie z przyczyn powyższych).
A porządna lustracja by się przydała, to fakt.
---
Kto umie czynić dobrze, a nie czyni, dopuszcza się grzechu.
Najpierw puszczają temat "tajnych współpracowników wokół Papieża". Dzięki temu dzicz dziennikarska może wyżywać się na dowolnych księżach, bo każdy może być TW.
Teraz podają jedno nazwisko, zaznaczając, że TW jest więcej. Przy okazji podają ile ten TW setek stron napisał (z czego wynika, że nastepni też tyle mogli). Za kilka dni kiedy skończy się ostra jazda na o. Hejno bedzie można spokojnie wrócić do pozostałych księży z otoczenia Ojca Świętego...
Ale nie to jest beznadziejne. Dla mnie wyciąganie TW donoszących na Papieża zaraz po Jego śmierci jest parszywe. Można było to zrobić wcześniej. Wtedy pan Kieres usłyszałby z Jego ust, co o tym Papież sądził. A dałbym sobie rekę uciąć, że niechciałby żeby ktokolwiek, nawet zasłużenie, cierpiał z Jego powodu. I nawet jeśliby nasze prawo tego wymagało (a obecna ustawa nie wymaga upubliczniania danych TW), to Ojciec Święty dla mnie był i jest ponad to prawo.
U mnie Kieres i IPN stracił szacunek.
---
Opin
---
Karolcia
---
"Ein feste Burg ist unser Gott"
---
"Ein feste Burg ist unser Gott"
Nie wiem w ogóle, czy dobrze rozumiem... Skoro na agenta ps. "Hejnał" zebrano 700 stron dokumentów, to przecież nie zebrano tego tylko w ciągu 2 tygodni, prawda? A tyle minęło od czasu "sensacyjnego" odkrycia (skąd?) taśm, na których nagrane były rozmowy oficera służb bezpieczeństwa z tymże agentem. Rozumiem, że gdy rozpoznano głos na taśmie (jako należący od Hejmo) - wówczas po prostu spersonalizowano zarzuty o donoszenie, tak?
Bez względu jednak na wszystko - po pierwsze, dlaczego samego podejrzanego nie poinformowano o tym? Po drugie - dlaczego dowiedział się o tym bp Libera z KEP, a nie także prowincjał domikanów w Polsce, o. Zięba, który o wszystkim dowiedział się wczoraj? Przecież to on jest bezpośrednim zwierzchnikiem Hejmo. Po trzecie - po co podano to do wiadomości publicznej? Żeby publicznie poszkalować człowieka, który przez przeszło 20 lat pomógł tylu ludziom spotkać się z Janem Pawłem II? Jakiś czas temu czytałem, w "Polityce" bodajże, wywiad z Kieresem, który zdecydowanie (zresztą w mediach już po tym, jak podano informację, że rozpoznano - na razie nie podając nazwiska - głos z taśmy) twierdził, iż jest przeciwnikiem ujawnienia od razu (czyli, de facto, jak to wczoraj zostało wykonane) nazwiska.
Tak w ogóle zastanawia mnie - co Hejmo mógł takiego powiedzieć agentowi? Chyba niewiele. Nie jest i nigdy nie był pracownikiem Watykanu. Przebywał tam tylko z pielgrzymami - mógł więc agentowi podawać informacje na dobrą sprawę bezużyteczne.
Co więcej - trzeba tutaj nade wszystko wziąć pod uwagę intencje. Jeśli rzeczywiście Hejmo nie wiedział, że ma doczynienia z agentem (czy to polskiego SB, czy to niemieckiej Stasi) - to jak tu wieszać psy na takiej osobie?
I po czwarte - czego w ogóle już nie rozumiem - dlaczego, skoro Kolegium IPNu zdecydowało się na ujawnienie nazwiska, nie podano równocześnie do wiadomości publicznej owych taśm i rzekomych 700 stron akt, na których opiera się podejrzenie? Przecież w cywilizowanym kraju - co już wymyślili Rzymianie - obowiązuje coś takiego jak domniemanie niewinności! Nie - ktoś go oskarżył, więc niech się broni; ale jak go ktoś oskarża - to niech udowodni, co tamten rzekomo zrobił. A tutaj media - na czele z "Faktem" - rzucają się już do osądzania tego człowieka. Paranoja. Nie ujawnienie równolegle z nazwiskiem podejrzanego dokumentów świadczących o jego winie od razu nasuwa spekulacje co do rzeczywistego celu tego, co się dzieje. Budzi podejrzenia o nieuczciwość. Co z tego, że mają zostać opublikowane w połowie maja - to nie można było równocześnie opublikować ich z podaniem nazwiska podejrzanego?
Ludzie - procesu nie było, zarzuty nie zostały w żaden sposób udowodnione. Więc odpuśćcie sobie komentarze z wrzutami na Hejmo. Czas pokaże. A że w tym kraju, zresztą nie tylko, wymiar sprawiedliwości działa dość nieciekawie... nie liczyłbym na wiele.
Od siebie tylko dodam - dziwnie się czuję. Jestem daleki od potępiania tego człowieka. Poznałem go rok temu, przez kilka dni mieszkałem w jego ośrodku. Miałem okazję raz z nim rozmawiać. Nie widzę go jako agenta. Może to moja naiwność... ale nie wierzę w to. I dopóki nikt nie wystawi oskrażenia, nie odbędzie się proces i nie zostanie mu udowodnione nic konkretnego - nie uwierzę.
Ale będę się za niego modlił. O siłę.
---
ToMeK
-.+.-
Flp 4, 13