Młodzież na barykady

Z apelem zachęcającym do udziału w demonstracjach zwróciła się do młodzieży „Gazeta Wyborcza”, objaśniając zarazem gdzie i kiedy się odbędą. Metropolita lubelski, arcybiskup Życiński, wyraził na pośpiesznie zwołanej konferencji prasowej sprzeciw wobec wejścia partii - uznawanych przez niego za skrajne - w skład rządu. Wystąpienie ks. Arcybiskupa poprzedziło apel Wyborczej i dało pierwszy moralny impuls wystąpieniom młodzieży. Dlaczego metropolita nie protestował przeciwko porozumieniu Michnika z komunistami? Racje polityczne stojące za przyjętymi wówczas kompromisami były identyczne, a moralne przemawiają raczej za obecnym sojuszem, niż przeciwko niemu. Takie postępowanie dewaluuje moralność polityczną. Czyżby tamten układ był mniej groźny w skutkach niż obecny? Arcybiskup Życiński – nie pierwszy raz – daje profesjonalny popis etyki sytuacyjnej. Ten cokolwiek różni się od poprzednich. Chodzi o młodzież.
We Wrocławiu i w Warszawie skończyło się co prawda na młodzieży z organizacji lewackich, ale kto wie, czy ta sama demonstracja w Lublinie w tak słusznej sprawie, jak obalenie dyktatury Giertycha nie skupiłaby po apelach arcybiskupich młodzież oazową i ministrantów. Krajobraz polityczny Europy i świata zmienia się – czy tego chcemy, czy nie. Zmiana ta jest wynikiem demokratycznych wyborów społeczeństwa: czy to się nam podoba, czy też nie. To, co dla jednych jest populizmem, dla innych jest szansą na lepsze jutro. Rozstrzygają wybory. Apel arcybiskupa został podchwycony przez ugrupowania anarchistyczne. Odczytały go dosłownie - jako zachętę do zburzenia zastanego porządku politycznego i niechybnie by to zrobiły, gdyby tylko dysponowały odpowiednimi środkami.
W bratnich apelach: Gazety Wyborczej i arcybiskupa Życińskiego, który śpiewa od lat w tym samym chórze politycznym, tkwi wielkie niebezpieczeństwo: są one kierowane do młodych ludzi przeciwko autorytetowi Państwa i systemowi wyborczemu. Stary rewolucyjny chwyt. Ci młodzi ludzie, których widziałam na demonstracji, wcale nie tryskający radością, przyćmieni używkami, zapatrzeni w swoich starszych wiekiem partnerów, wystawiający się na strzały obiektywów fotograficznych z nadzieją na odprysk sławy, nie zgromadzili się tam z jakichś głęboko przemyślanych powodów.
Ktoś im wskazał wroga, ktoś im podpowiedział: „Możesz tu z siebie wyrzucić całą swoją frustrację – będziesz przez moment ważny, zawirujesz biegiem historii”. Nie odróżniali ideologii zielonych od ideologii komunistów, protestów przeciwko wojnie w Iraku od trendów narodowych. To także widziałam: zaciśnięte pięści, ideologiczny szczękościsk i złudną wiarę w odmienianą przez wszystkie przypadki wolność. I jak w mrocznym filmie Marczewskiego „Dreszcze” - ta sama, wmawiana młodzieży opozycja do autorytetu: szkoły i nauczyciela endeckiego – największego wroga ludu. Powiem jeszcze więcej: kiedy reżimy upadały, wysyłały na ulicę dzieci. Uważam, że to samo zrobiła z naszymi dziećmi „Gazeta Wyborcza.”
Anna W.
Pozdrawiam
---
Kłaniamy Ci się Panie Jezus Chryste i błogosławimy Tobie! Żeś przez Krzyż i mękę Swoją świat odkupić raczył!
Podzielam Pani pogląd na tą sprawę.Jest ona stara jak świat.Część ludzi kocha swego Stwórcę i chce być posłuszna Jego przykazaniom.Chce mu służyć z całego serca.Pozostała część idzie za tym, który już na początku powiedział:"Nie będę służył!!!" on to kłamliwie obiecuje im całkowitą wolność.Jak można im pomóc?