Chcieliście, to macie - o Krzyżu
Jedynym czasem na negocjowanie wolności religijnej w UE i miejsca religii w sferze publicznej były dyskusje okołotraktatowe. Kościół się spóźnił. Biadolenie i narzekanie po wyroku Trybunału strasburskiego to lament nad rozlanym mlekiem.
Episkopat europejski (pojedyncze inicjatywy biskupów jakkolwiek cenne nie zastąpią siły głosu zbiorowego) nie zrobił nic na poziomie unijnym, żeby wyjaśnić status katolickich ośrodków edukacyjnych i adopcyjnych, nie dyskutowano z Brukselą prawa większości chrześcijańskiej do swojej tożsamości i symboliki, nie kontestowano nowej definicji małżeństwa i rodziny. Mimo, że kilka krajów europejskich dało przykład brutalnej polityki wyznaniowej i rodzinnej. Milczący hierarchowie kontaktujący się z politykami z Brukseli znali los dzieci oddawanych parom homoseksualnym, absurdalne zakazy noszenia krzyży czy zmiany scenerii bożonarodzeniowych na neutralne widowiska. Jasne było, że wykładnia praw człowieka obowiązująca już w Wielkiej Brytanii, Francji czy Hiszpanii po ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego zacznie obowiązywać w całej Unii. Episkopat Irlandii miał szansę wystąpienia w imieniu wszystkich chrześcijan kontynentu. Byłby wysłuchany z obawy przed odrzuceniem centralistycznej koncepcji Unii. Ale w tym samym czasie Watykan jakby zamilczał a sekretarz europejskiej konferencji biskupów wydał oświadczenie zawierające akceptację Traktatu Lizbońskiego, którego dziesiątki przepisów uzależniają sądowe orzecznictwo krajowe od centralnego.
Podczas sesji plenarnej COMECE biskupi – zapominając, że misją Kościoła jest głoszenie Ewangelii a nie dialog kultur, który bywa, że relatywizuje europejskie korzenie - wyrazili zadowolenie z rychłego wejścia w życie quasi KONSTYTUCJI EUROPEJSKIEJ. Bp van Luyn z Holandii podkreślił, że dotychczasowy dialog z instytucjami europejskimi był owocny (z perspektywy biskupów krajów, które za osiągniecie cywilizacyjne uznają np. eutanazję), a obecnie można liczyć na jego intensyfikację. Czy to znowu oznacza milczenie COMECE w obliczu kolejnych rezolucji parlamentu europejskiego zmuszających mniejsze i słabsze państwa do zmiany polityki rodzinnej.
Podobnie polscy uczestnicy COMECE - ks. Mazurkiewicz i bp Jarecki - nie wnieśli w oficjalne oświadczenia reprezentowanej przez siebie grupy opozycyjnych w stosunku do skandalicznych posunięć parlamentu europejskiego treści.
Stolica apostolska liczyła na niepisane zapewnienia polityków europejskich, np. premiera Francji F. Fillona, który uroczo obiecywał, że dokumenty pisane jego piórem będą się w Watykanie podobać. Podobnie wdzięczyli się dyplomaci izraelscy, którzy chcieli uzyskać moralną afirmację dla swojego państwa. Jan Paweł II nawiązał stosunki dyplomatyczne z Tel-Avivem praktycznie nie uzyskując wiele w zamian.
Kościół nie potrafi lobbować, nie potrafi też negocjować. Jest zagubiony i porzucony. W wirze współczesnych relacji politycy bardziej liczą się z mediami, które mogą ich skompromitować niż z biskupami, których poparcie tanio można kupić a sprzeciw coraz mniej znaczy.
Korzystne w tej trudnej sytuacji dla Kościoła jest rozdrobnienie polityczne. Wszystkie procesy społeczne, które się centralizują przechodzą pod ścisłą i nienegocjowaną kontrolę mediów, we władanie ich właścicieli. Również procesy prawne. Dlatego pozycja Kościoła we Włoszech i Austrii jest niebo lepsza, niż w krajach gdzie zakorzenił się system dwupartyjny.
Jednomyślność sędziów Trybunału Strasburskiego, który chce wymóc na Włoszech eliminację krzyża źle wróży chrześcijaństwu europejskiemu. Równie źle, co dywergencja panująca po katolickiej stronie.
Chciałem pogratulować odwagi.
Skoro nie czas "jojczyć" nad rozlanym mlekiem, to może doczekamy się dyskusji o kosciele jaki mógł by być.
Odnoszę wrażenie,że bez przerwy ogladamy się wstecz , On jest przecież Panem wszystkich czasów,
także tych przyszłych. Odnoszę wrażenie ,że mimo woli robimy z Niego... ramola.
Może nutka optymizmu, 15 sierpnia br. na Bemowie zaczął sie jednoczyć kościół "łagiewnicki " i "toruński"
Organizatorzy znanego koncertu zasłużyli na duży koniak ze strony szefa episkopatu, dlaczego ?
Bo zabolało... czasem i to jest potrzebne aby sie ocknąć.
Zastanawiam siÄ, jak w ogóle moĹźna liczyÄ na NIEPISANE zapewnienia polityków? Czy one KOMUKOLWIEK KIEDYKOLWIEK COKOLWIEK przyniosĹy? Historia uczy, Ĺźe nie da siÄ liczyÄ nawet na PISANE zapewnienia...
RozstrzygniÄcia naleĹźÄ do przyszĹoĹci. Gdy rozwalona zostanie unia, powstanie konfederacja. A ta zapewni suwerennoĹÄ wszystkim sygnatariuszom. Bo unie zawsze ciÄ ĹźÄ ku centralizmowi, a konfederacje nie http://www.monio.info/2009/11/24/european-confederacy/
Cheers!!!
---
Uwolnić Rudolfa, Zűndela, Frőlicha i Stolz! (Tőbena wypuścili...)
Teraz to juz tylko czekac az władze UE wystąpią z propozycją świeckiej konstytucji kleru..
---
Niech radują się rodziny, a ich miłość promienieje, jak chleba okruszyny nieśmy wiare i nadzieje...Nam pisane Krzyża bronic, teraz, dzisiaj, jutro, zawsze!
Trudno zaprzeczyć.
Tak, spontaniczny odruch oporu wobec prawodawstwa Unii istnieje, ale jako sie rzekło jest on spontaniczny, rozproszony
z góry skazany na klęske w starciu z niezbyt miom zdaniem operatywnym ale za to konsekwentnym aparatem
administracyjnym , chyba że....
Znajdzie się ktoś taki na miarę śp. ks. prymasa Wyszyńskiego który będzie miał dość odwagi aby z mocą zakrzyknąć
NON POSSUMUS !
i to może byc punkt zwrotny, nie polski ksiądz nie może być księdzem przeciętnym, w szarości dnia gubi się w aferach obyczajowych,
finansowych, karleje, ale kiedy ma przed soba znaczący cel społeczny to... wyrasta na proroka.
Przewidywany scenariusz zdarzeń :
1/ politycy będą mówić : " ależ skąd , takie rzeczy to nie w Polsce," ... wezmą na zmęczenie ... zrobią swoje, po czasie
2/ ktoś w episkopacie sie w końcu ocknie i...
no tak, ale to już kompetencja biskupów, w kazdym razie rozproszony spontaniczny opór to jedynie
" przedsmiertne drgawki " maja sens jedynie tatktyczny a nie strategiczny.